2013/11/20

WEB Business Card


Jak powszechnie wiadomo, w dzisiejszych czasach, człowiek nie mający wiele wspólnego z cybernetycznym półświatkiem może zostać uznany za „zacofanego” ignoranta. Na porządku dziennym funkcjonuje zasada – „Bez internetu nie istniejesz”. Społeczeństwo jak widać wzięło sobie to do serca, sądząc po liczbie użytkowników online. Praktycznie w każdych aktywach, składających się na współczesne gospodarstwo domowe, znajduje się jednostka centralna lub stanowiący jej przenośny odpowiednik – laptop. Dzięki zaopatrzeniu w taki sprzęt a także w dostęp do stałego łącza WWW, uzyskujemy wirtualne potwierdzenie naszego realnego jestestwa. Zresztą gdyby nie internet, wielu elokwentnych przedstawicieli rasy ludzkiej nigdy nie „wypłynęłoby na powierzchnię”. Zupełnie jak w piosence grupy Sexbomba: „Hallo to ja, pędzę do Ciebie światłowodem”. A raczej – do Was, Drodzy Internauci. Serwisy takie jak YouTube, czy też portale blogowe codziennie obnażają przed nami nowe grono potencjalnych sław. Można byłoby określić je mianem emotional exhibisionist. Dlaczego? Ponieważ się uzewnętrzniają i tylko od nich samych zależy, czy się sprzedadzą, czy też nie. Niezależnie od wirtualnego – duchowego bądź fizycznego – stripteas’u, grono zapalonych fanów zapewne będzie rosło (z tym, że w przypadku drugiej opcji, nie ukrywajmy – zdecydowanie bardziej). Dlatego należy liczyć się z faktem, iż proporcjonalnie zmniejszy się w ten sposób anonimowość (o ile coś z niej jeszcze zostało). Użytkownik staje się towarem. Czy to będzie dobro ekskluzywne, czy też potoczne „mięso” nie da się przewidzieć. W żaden sposób. Wszystko bowiem zależy – od czynników, na które złożą się umiejętności i charyzma pretendenta a także nastawienie odbiorców. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że współcześnie każdy z nas, jakkolwiek by się nie starał, zawsze znajdzie się zarówno w pierwszym jak i drugim składzie internetowego team’u. No cóż, cyber przestrzeń zobowiązuje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz